Sektor obsługi finansów zmienił się w ostatnich latach bardzo mocno. Przechodzenie bankowości do sieci przyśpieszyła dodatkowo pandemia koronawirusa.
Pełzająca rewolucja?
Kilka/kilkanaście lat temu widok kilku oddziałów bankowych na jednej ulicy nikogo nie dziwił. W niektórych miejscach aż raził w oczy. Teraz mamy powolny upadek stacjonarnej bankowości. Zamykane są większe i mniejsze placówki. Z dwóch w jednym mieście robi się jedną. Bywają miejsca, gdzie mimo tego, że miasto jest duże, trzeba jechać dość daleko (np. aglomeracja śląska) by dotrzeć do oddziału większej sieci.
Zwolnienia
Jak podaje Komisja Nadzoru Finansowego, tylko w lipcu zatrudnienie we wspomnianym sektorze gospodarki spadło o 1,5 tysiąca osób (netto). W całym zeszłym roku spadek wynosił już 9 tysięcy. Czy wyobrażamy sobie, gdyby taka fala zwolnień dotknęła górnictwo, służby medyczne, pracowników branży motoryzacyjnej? Byłoby o tym głośno. A tak, oddziały bankowe powoli odchodzą do lamusa. Przynajmniej na razie jednak nie będzie to w pełni przejście na obsługę internetową. Dalej są klienci wolący podpisać umowę tradycyjnie. Także część spraw wymaga osobistego stawiennictwa.
Przyczyny zmian
Przyczyną zmian jest oczywiście rozwijający się Internet i zmiana nawyków klientów. Dawniej dużo wygody zapewniała karta płatnicza. Teraz wystarczy aplikacja mobilna i BLIK – nie trzeba ze sobą nosić portfela i dostęp do pieniędzy mamy cały czas. Nie ma dużego zapotrzebowania na usługi stacjonarne. Ponadto pracowników odciążyli np. robodoradcy inwestycyjni.
Rozwijający się sektor on-line może być problemem szczególnie dla seniorów. Urodzili się oni w czasach, gdy nikt nie śnił o Internecie i kartach kredytowych. Dla niektórych z nich bariera technologiczna jest nie do przeskoczenia. Przejście na w pełni on-line obsługę tak naprawdę byłoby czynnikiem wykluczającym ich z wielu aktywności.